| MISERICORDIA.newsletter   » zapisz się |  

PL | EN | DE | FR | IT | ES | PT | RU   translate by  GoogleTranslate

Boża pieczątka

Tylko Pan Jezus Miłosierny wie co skrywają nasze serca. Tylko on zna odpowiedź, dlaczego w naszym życiu dzieją się wydarzenia, których po ludzku nie rozumiemy. To od nas zależy jak je przyjmiemy, na ile zaufamy Panu Bogu i czy poddamy się Jego prowadzeniu.

Drobna, uśmiechnięta kobieta na solidnym elektrycznym wózku. To Joanna. Kobieta silna, mimo swoich ograniczeń zdrowotnych. Od pół roku porusza się na wózku inwalidzkim. – Trochę go lubię a trochę nie. Zachorowałam nagle na chorobę mięśni i zostałam uziemiona – mówi. Jej spokój i wewnętrzna radość przykuwają uwagę. – Jestem wdzięczna Panu Bogu, że dźwigam ten swój krzyż, ale proszę Go też, aby ta choroba gwałtowniej mnie nie dotknęła zbyt szybko. Może ktoś inny by się załamał słysząc diagnozę. Ale ja traktuję chorobę jako zbliżenie się poprzez trud i cierpienie do Chrystusa Ukrzyżowanego. Wierzę, że dzięki temu krzyżowi mogę współodczuwać z Panem Jezusem – dodaje.

Joanna przyznała, że na różnych etapach swojego życia doświadczyła wielu łaski za sprawą Bożego Miłosierdzia. – Mam 65 lat i dziś mogę powiedzieć, że wiele cudów wydarzyło się w tym czasie. Mój stan zdrowia był już tak poważny, że byłam gotowa na zakończenie ziemskiego życia. Czułam, że to już koniec a jednak wielokrotnie Pan Bóg mnie wyciągał z tych krańcowych sytuacji. Wtedy najmocniej czułam Jego działanie. Po ludzku nie byłoby to możliwe. A jednak jestem i cieszę się każdym kolejnym dniem – mówi.

Codzienne cuda

Pierwszy moment, w którym świadomie spotkała się z Panem Jezusem Miłosiernym był wówczas, gdy miała 16 lat. – To bardzo ważny, ale też trudny wiek. Pojawiało się wiele wątpliwości, pytań, na które nie dało się znaleźć odpowiedzi. W głowie brzmiało „po co to wszystko?” i wtedy po raz pierwszy Duch Święty w jednej chwili mnie natchnął. To była chwila i zostałam opieczętowana na resztę życia przez Pana Boga. Swoje życie duchowe związałem z Ruchem Światło-Życie. Znacznie później odkryłam Boże Miłosierdzie i św. Siostrę Faustynę. Był to stopniowy proces zanurzania się w miłości miłosiernej. Najpierw poznawałam "Dzienniczek", potem moje życiowe drogi z różnych powodów związały się z Krakowem. Zaczęłam częściej przyjeżdżać do Sanktuarium Bożego Miłosierdzia i tak jest do dziś. Każdą wizytę w Krakowie rozpoczynam właśnie tutaj – wyjaśnia.

Joanna podkreśla, że codziennie ma za co dziękować. – Dwa lata temu Pan Bóg w swej dobroci uratował naszego syna Macieja. Pękł mu tętniak w głowie i cudem jest to, że żyje. W tej chwili żyje jakby tamtej choroby nie było, co jest niewyobrażalne. Według medycyny nasz syn powinien umrzeć. Żyje, chodzi, pracuje. Czy to nie jest cud? Jest. To ewidentne działanie Bożego Miłosierdzia i łaska, którą otrzymaliśmy od Pana Boga – wyjaśnia kobieta. Kończąc naszą rozmowę Joanna ze szczerym uśmiechem dodaje: „Boże Miłosierdzie jest niepojęte w swojej wielkości. Tylko my, ludzie, zamiast zatracać się w nim, szukamy złudnego szczęścia”. – Tymczasem nasze szczęście to pełne zatopienie się w Bożym Miłosierdziu – podkreśla pątniczka.

ITK

Fot. Natalia Drygaś